Siedzę z moimi przyjaciółkami w moim pokoju.Śpiewamy,rozmawiamy i dużo żartujemy.Dzisiaj tego mi trzeba:Przyjaciółek. Dawno nie spędzałyśmy razem czasu. Zaniedbałyśmy naszą przyjaźń i musimy to naprawić.
-Viola?
-Słucham cię Cami.
-Dobrze ci się układa z Leónem?
-Myślę,że jestem na dobrej drodze. -uśmiechnęłam się.
-Dobrze,że chociaż wam się układa.
-Dlaczego tak mówisz Fran?
-Maxi pokłócił się z Naty o Filipe,natomiast Filipe pokłócił się z Ashley o Naty. -skwitowała
-Ale dlaczego się pokłócili?
-Ech-westchnęła-no,bo Naty przytuliła się do Filipe,potem on pocałował Hiszpankę w policzek,na co Maxymiliano się wkurzyć,zrobić wielką awanturę Ashley,potem Ashley nawrzeszczała na Paryżanina,a na koniec wszyscy są ze sobą skłóceni,w takim stopniu,że nie mogą się na siebie patrzeć.
-A Andreas wszystko gorzej komplikuje.Bo na tym swoim zasranym blogu publikuje ich problemy i teraz knują spisek jak pozbyć się tego bloga-dokończyła Torres.
-To nieźle,ale wy z chłopakami nie macie takich problemów,prawda?
-Ja ostatnio..-Fran ugryzła się w język,na co Cami się zaśmiała.Czy ja o czymś nie wiem?
-Widziałam ostatnio Marco.
-I co?
-Nic,jest mi obojętny
-Chociaż przez niego nie cierpisz-mrugnęłam,na co ona mnie przytuliła.
-A ty Cami?-spytałam.
-Mi z BRAZYLIJCZYKIEM układa się znakomicie. Na dłuższą metę to wspaniale.Spacery,kolacje,plaża i w ogóle.
-To cieszę się z waszego szczęścia-przytuliłyśmy się.
*****
-Vilu? Co ty tutaj robisz?-spytał mój chłopak.
-Przyszłam popatrzeć jak ćwiczysz,w końcu za tydzień twój wielki dzień-powiedziałam.-jak chcesz mogę sobie pójść.
-Nie,nie.Zostań misiu,chcę żebyś była przy mnie codziennie.-zaśmiał się-po za tym jak skończę mam dla ciebie prezent..-powiedział tajemniczo.
-Czy ja o czymś nie wiem?-próbowałam zachować powagę,ale to mi nie wychodziło,bo pod nosem się śmiałam.
-Raczej nie-mrugnął.-to pewna rzecz,którą chce ci dać.
-Nie chcę prezentów.
-Verdas! Na tor!-krzyczał starszy pan.
-Muszę iść,do zobaczenia.
-Uważaj na siebie,bo mam złe przeczucia.-powiedziałam z troską w głosie.
-Będę-wtuliłam się w ramiona chłopaka.
******
-Kiedy powiesz w końcu Violetcie? Nie rozumiesz? Im dłużej kłamiesz,tym bardziej się dusisz.Skończmy te kłamstwa,lepiej będzie jak Viola dowie się od ciebie,niż od kogoś innego.
-Camilla! Ja...ja..nie mogę,jasne? Nie chcę jej zranić.
-Nie rozumiesz,że ja czuję się źle przez twoje tchórzostwo?
-Cami,to potrwa..no..nie długo.Obiecałaś mi na przyjaźń,że nie powiesz o tym Castillo. Musisz mnie zrozumieć.Ja też się dobrze nie czuję okłamując Vilu,ale muszę.
-Nie mam siły na dalszą rozmowę...
******
-Brod...myślisz,że ona do mnie wróci?
-Marco! No nie mów,że jeszcze ją kochasz.
-Nie zaprzeczę.Ciągle jest w mojej głowie.
-Ona jest z D..nie ważne.
-Ona ma kogoś?
-Nie..ma tylko..psa.
-Psa?
-Znaczy kota..co nazywa się..Dyntek..Pyntek.
-Ty coś kręcisz.
-Nie,dobra,szkoda czasu,choć Pyntek..znaczy Marco na próbę.
*******
-Federico...czy ty mnie kochasz?
-Może..
-Oczekuję odpowiedzi,a nie ''morza''.
-A ty?
-Kocham,a ty?
-Ja też.
*****
Jedno,drugie,trzecie okrążenie.Znika za górką. Widzę tylko Majkela,Brajana i Gabrysia.. A gdzie mój Leóś? Zaczynam się niepokoić .Wyjeżdża! Żyje! Uf...robi kolejne okrążenie.. Zaczyna jechać na jednym kole,przy czym robi slalomy.Nie ukrywam,że zaimponował mnie tym,co nie zmienia faktu,że mam złe przeczucia..Jedno,drugie,trzecie,czwarte i piąte okrążenie! Jest cool! Jestem z niego taka dumna! On nie musi ćwiczyć żeby wygrać zawody,bo on już wygrał! Gazuje swój motor widząc mnie,jedzie na jednym kole i chce wykonać obrót,który ma wykonać na końcu wyścigu,traci równowagę i upada,nie rusza się! Nie! tylko nie mój Leóś! Razem z jego trenerem biegniemy do niego.
Biegnę jak poparzona,przeskakuje dwa płoty,przy jednym się wywalam,ale teraz jest ważny Leóś nie moje drogie ubrania! Trener próbuje ściągnąć kask,po dwóch minutach mu się to udaje.Żyje?
-George! Wezwij karetkę w tej chwili!-zwraca się do mechanika-León,oddychaj..
-On żyje?
-Nie ma pulsu.
-Leoś,nie zostawiaj mnie,mamy takie piękne plany na przyszłość,proszę żyj!-wpadam w rozpacz.Zabiera mnie od niego George,kiedy pakują go takiego bladego na nosze.Wyrywam się z uścisku,ale na marne. krzyczę:
-Uratujcie go! Niech on mnie nie zostawia!-nie widziałam nic prócz moich blond włosów,mokrych od wylanych łez. George mnie przytulił,a ja wpadłam w furię. Zaczęłam bić go w klatę i piszczeć,płacząc,że chcę do Leósia,że on żyje,nie umrze.Zaproponował mi,że pojedziemy do szpitala,zgodziłam się.Wystartowaliśmy na równi z karetką.Po czternastu minutach byliśmy na miejscu.Wbiegłam do szpitala i zauważyłam,że wiozą Leonka na noszach do sali operacyjnej.Podbiegam do niego:
-Panie doktorze,czy on przeżyje?-piszczę ze łzami w oczach.
-Jego stan jest krytyczny,więcej mogę zdradzić tylko rodzinie-wjechali z moim chłopakiem na salę operacyjną. Słyszę dźwięk telefonu,co oznacza,że ktoś do mnie dzwoni.Patrzę na ekran:
Tatko
Przyciągam zieloną słuchawkę do kółka i przykładam telefon do ucha.Wydukałam z siebie;
-TTak?
-Violu,jesteś zajęta? może byśmy tak na jakiegoś gofra wyskoczyli?-nie odzywam się.-hallo? Violu,jesteś tam?Violetta?
-Ttak,jestem,tylko,że..
-Co?
-León miał wypadek.Operują go.
-Zaraz będę-rozłączył się.
*****
-Ramallo,jedziemy do szpitala!
-Źle się czujesz? Znowu serce?
-Nie..León miał wypadek,Violetta mnie potrzebuje.Jedziemy.
-León?! To niemożliwe! Taki ładny chłopaczek!
******
-Co? Panie doktorze! On nie może umrzeć!-krzyczała zrozpaczona Ludmiła
-Musi go pan uratować,ja pana błagam! León..onn..jest za młody,to nie jego czas!
-Panienko Cauvilgo.proszę się uspokoić.Stres źle na panią działa.
-Ale panie Suwarres. Proszę nie owijać w bawełnę. Czy on ma jakieś szanse na przeżycie?
-Szczerze,tak? Nie ma praktycznie żadnych. Prawdopodobnie nie wybudzi się ze śpiączki już nigdy.
*****
-Nata.Uspokój się! To León Verdas.A Verdasów nie da pozbyć się za cholerę. On przeżyje,no miśka..nie płacz proszę,bo zaraz ja zacznę płakać,a za mną każdy. Jest nadzieja,że się przebudzi i powinniśmy wierzyć w to,nie w to,że umrze-przytuliłam do siebie swoją przyjaciółkę.Co jak co,ale Natalia jest strasznie wrażliwa. Kocham ją.
****
-Leóś,żebyś tylko wiedział jak bardzo chciałabym żebyś żył.Żebyś wybudził się z tej śpiączki,żeby ten wypadek nigdy się nie zdarzył.To ja powinnam być na twoim miejscu.Ty na to nie zasługujesz.
A pamiętasz nasz pierwszy pocałunek? To było po tym jak przyjechałam do Buenos Aires.Wtedy byłeś w elicie z Ludmiłą,Camillą i Franczeską.Natalią, Vanessą, Miriam,z chłopakami.. Wtedy byliśmy tacy młodzi. Całe życie przed nami. Nasz pierwszy pocałunek na naszej ławce...Wiem,że to pamiętasz.Może teraz o tym śnisz? Może tego nie pamiętasz? Leon! Proszę cię,skarbie! Wybudź się,albo dodaj mi sił,jestem na skraju załamania,wiesz? Twój wypadek strasznie mnie przytłoczył. Może wtedy,jak jechałeś..przypomniała ci się Roxy? ujawnienie tajemnicy? Wybudź się i mi odpowiedź! Kocham cię!-rzuciłam się na tors mojego chłopaka ze strumieniem słonych łez.
*****
-I jak kochanie? trzymasz się?
-Tato,co ty tutaj robisz o tej godzinie? Jest środek nocy.Powinieneś już spać.
-To samo mogę powiedzieć o tobie.
-Muszę być przy Leonie. Nie opuszczę go.
-Takie niespanie po nocach to nic zdrowego..
-Tatku,idź do domu.Przyjdziesz jutro,i przyniesiesz mi coś do jedzenia? ja tymczasem pójdę po mocną kawę,bo nie mogę zasnąć na sekundę.Muszę iść do Verdasa.Pa.
****
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz